środa, 7 lipca 2010

tam, gdzie rosną poziomki...

Pakowanie dobiega końca.
Niełatwa to sztuka, bo muszę zabrać ze sobą pół domu.
Wyjeżdzam na trzy miesiące tam, gdzie rosną poziomki.
Jako, że głównym moim zadaniem będzie podziwianie świata z końskiego grzbietu, wybaczcie, że przez ten okres posty na blogu pojawiać się będą nieco rzadziej (nie wspomnę już, że z netem w Puszczy krucho...).
Obiecuję jednak, że jak tylko pojawi się okazja - upichcę co nieco i zajrzę tu na chwilkę.
Póki co - gromadzę przepisy na "dary lasu".
Postaram się przywieźć nieco kresowych smakołyków i wykraść od miejscowych tajniki ich kuchni :-)
Jeśli ktokolwiek z Was miałby ochotę na konną eskapadę po najpiękniejszym zakątku Polski  - z całego serca zapraszam do Stajni Sarnetki.
Dziś w ramach testowania przepisów - zapraszam na pyszne jagodzianki.
Oczywiście z przepisu Tatter.

Jagodzianki

Ciasto:
500g mąki
1 1/2 lyzeczki drożdży instant (dałam 20 g świeżych)
szczypta soli
1 szklanka mleka
1 jajko
1/4 szklanki oleju
1/2 szklanki cukru
2 lyzki cukru waniliowego
Nadzienie:
300g jagód
3 łyżki cukru
1 łyżka mąki ziemniaczanej
Jajo i łyżka mleka do smarowania
Pomada cukrowa

Mąkę łączę z drożdżami, dodaję sól (w przypadku świeżych drożdzy robię najpierw rozczyn). Wlewam mleko, wbijam jajo, mieszam dokładnie. Dodaję olej i resztę składników. Zagniatam miękkie, plastyczne ciasto. Zostawiam je na godzinę.
Nastepnie odgazowuję, zwijam w rulon i dzielę na 16 części (ok. 60g). Lekko formuję w kule i znów zostawiam na 15 minut. Z każdej kuli robię placek (można walkowac, ja to robie dłonią) i na jego środku umieszczam kopiastą łyżkę jagodowego farszu. Zlepiam placki jak pierogi, dokladnie dociskam. Każdą umieszczam złączeniem w dół na blacie stołu i delikatnie lecz zdecydowanie roluję nadając im kształt owalnych bułeczek. Gotowe umieszczam na naoliwionej blasze i zostawiam do wyrośnięcia na 45 minut.
Wyrośnięte jagodzianki smaruję rozmąconym jajem i wkładam do pieca nagrzanego do 220C. Piekę 15 minut. Po wyjęciu z pieca, ciepłe jeszcze bułeczki smaruję lukrową pomadą. 

Życzę Wam ( i sobie :-)) pogodnych wakacji!




poniedziałek, 5 lipca 2010

dorsz zapiekany z porami i młodymi ziemniakami


Jakiś czas tem zakupiłam garnek rzymski. Miał on służyć do wypieku chleba.
Niestety, nie przypadł mi w tej funkcji do gustu, za to sprawdził się genialnie jako naczynie do pieczenia wszelkiego rodzaju mięs (są nieprawdopodobnie soczyste i kruche) oraz robienia zapiekanek.
Dziś prezentuję danie grzechu warte. Delikatny, rozpływający się dorsz w towarzystwie młodych warzyw, otulony aksamitnym, kremowym sosem. Z pewnościę będzie równie pyszny gdy upieczemy go w zwykłej brytfance. Naprawdę polecam.


















Dorsz zapiekany z porami i młodymi ziemniakami
700 g filetów dorsza
700 g młodych ziemniaków
3 pory (białe części)
3 ząbki czosnku
1 cytryna
2 łyżki masła
150 ml śmietanki 30%
2 łyzki mąki ziemniaczanej
garść świeżego majeranku
1 łyżka suszonego tymianku
sól,  świeżo zmielony pieprz

Ścieram skórkę i wyciskam sok z połowy cytryny. Nacieram nią filety, solę, posypuję pieprzem, dodaję posiekany majeranek i wstawiam na 30 minut do lodówki. W międzyczasie obieram ziemniaki, kroję na plasterki, wrzucam do osolonej wrzącej wody i gotuję ok. 5 minut. Odsączam na sicie.
Rozgrzewam na patelni masło, dodaję tymianek, wrzucam pokrojone w plasterki pory, po 3 minutach dodaję posiekany czosnek i duszę jeszcze ok. 2 minut.
Garnek rzymski moczę w wodzie ok 10 minut. Następnie układam warstwami ziemniaki, rybę, pory.
Śmietanę łączę z mąką, doprawiam solą i pieprzem (ryby lubią dużo pieprzu i ja też ;-)), zalewam nią dorsza. Na wierzchu układam plastry cytryny. Zakrywam garnek i wstawiam do zimnego piekarnika. Nastawiam piekarnik na 220C i piekę 1 godzinę (ok 40 - 45 minut od osiągnięcia porządanej temperatury).
W przypadku zapiekania potrawy w zwykłym naczyniu - wkładamy do gorącego piekarnika i pieczemy ok 45 minut.
Podaję z sałatą z sosem vinegret. Pycha!

piątek, 2 lipca 2010

naleśniki i puński jarmark

Powoli szykuję się do wyjazdu.
Myślami jestem już w krainie jagód, poziomek i bezkresnych lasów.
Robię również porządki w przetworach. Dojadamy ostatnie słoiczki z zeszłego roku.
Mam nadzieję wrócić jesienią ze świeżym zapasem konfitur i wszelakiej maści grzybów.
Dziś zapraszam na najzwyklejsze, najpyszniejsze naleśniki. Z twarogiem i konfiturą z jagód.

Naleśniki z twarogiem i konfiturą jagodową

2 jajka
300 g mąki
250 ml przegotowanej letniej wody
250 ml letniego mleka
szczypta soli
kawałek słoniny do smażenia
nadzienie:
200 g twarogu
1 żółtko
cukier waniliowy
1-2 łyżki cuktu
1-2 łyżki śmietany (w zależności od użytego twarogu, gdy farsz okaże się zbyt suchy)
2 łyżki masła do podsmażenia naleśników
polewa: domowa konfitura z jagód

Jajka ubijam mikserem, dodaję wodę i mleko, następnei powoli dosypuję mąkę. Mieszam do momentu, aż powstanie jednolite ciasto, ale niezbyt długo (podobno zbyt długie miksowanie ciasta powoduje, że naleśniki tracą swoją puszystość). Odstawiam ciasto na 20 minut, żeby odpoczęło. Następnie rozgrzewam patelnię, smaruję kawałkiem słoninki nadzianej na widelec. Smażę na niezbyt dużym ogniu, tak aby naleśniki w trakcie smażenia ładnie nam podrosły, ale nie przypaliły się.
Twaróg miksuję z żółtkiem i cukrami, jeżeli konieczne dodaję odrobinę śmietany.
Naleśniki smaruję nadzieniem, składam na 4 lub zwijam w rulon.
Podsmażam na maśle, polewam konfiturą.
Smacznego!

Podczas porządkowania zdjęć z poprzednich wakacji odszukałam fotografie zrobione z okazji jarmarku 15 sierpnia w Puńsku.
Była to nieprawdopodobna impreza, na której (możecie wierzyć lub nie) ciężko było o znalezienie stoiska z chińską tandetą, królowało natomiast litewskie rękodzieło, domowe wędliny i sery.
Postanowiłam zamieścić te zdjęcia na blogu, ponieważ jarmark zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Z pewnością w tym roku w połowie sierpnia również będę grasować w okolicach Puńska!


czwartek, 1 lipca 2010

z bobem...






















Bo z bobem to ja mam zwykle tak, że zjadam sam tuż po ugotowaniu.
Przyczyna tego jest prozaiczna: jest tak smaczny, że po prostu nie potrafię się mu oprzeć.
Dzisiaj jednak (po części ze względu na jego  koszmarną cenę 12 zł/kg) postanowiłam uczynić go bohaterem naszego obiadu.
Zapraszam więc na bób w dwóch odsłonach.






















Odsłona pierwsza:
Zupa ziemniaczana z bobem i majerankiem
(oryginał przepisu autorstwa Roberta Sowy znalazłam tu,
 u mnie z małymi zmianami)
1 litr bulionu (może być z kostki, ale ja nie uznaję)
500 g ziemniaków
500 g bobu
3 cebule (powinna być cebula i por - niestety, nie posiadałam pora)
2 ząbki czosnku (to ode mnie)
150 g łagodnego serka topionego (dałam nie łagodny - President Creme de bleu)
2 łyżki masła
3 plastry surowego, wędzonego boczku
garść świeżego majeranku (lub 1-2 łyżki suszonego)
sól, pieprz, gałka muszkatołowa do smaku

Bób zblanszowałam ok 5 minut z gorącej wodzie, odcedziłam, obrałam (oczywiście podjadając).
Ziemniaki obrałam, pokroiłam w kostkę i wrzuciłam wraz z połową bobu do gorącego bulionu.
Na maśle podsmażyłam cebulkę (tak, żeby zmiękła), następnie dodałam posiekany czosnek i poddusiłam jeszcze 2 minuty. Dorzuciłam do zupy. Całość gotowałam ok 20-30 minut, tak, żeby ziemniaki zmiękły.
Pod koniec gotowania dodać serek topiony, doprawić majerankiem, gałką, solą pieprzem.
Boczek i pozostały bób podsmażyłam na patelni. Nalałam zupę do miseczek, posypałam bobem i boczkiem. Pycha!






















Odsłona druga:
Sałatka z roszponką, pomidorkami koktajlowymi, bobem i fetą
1 op roszponki (lub zamiennie innej sałaty)
250 g bobu
200 g pomidorów koktajlowych
100 g czarnych oliwek (moje ulubione kalamata)
100 g sera typu feta (dałam grecki aristides )
sos:
1 ząbek czosnku
25 ml octu winnego (polecam biały ocet balsamiczny Mazetti)
50 ml oliwy z oliwek
mała łyżeczka miodu
mała łyżeczka musztardy dijon
sól, pieprz

Bób blanszuję w gotującej się wodzie ok 5 minut, odsączam na sicie, obieram i zostawiam do ostygnięcia.
W salaterce układam sałatę, bób, przekrojone na pół pomidorki, oliwki i pokrojony w kostkę ser.
Składniki na sos miksuję.blenderem. Polewam sałatkę sosem i natychmiast podaję.
Smacznego!